Jeśli chciałeś powiedzieć, że roto to najbardziej hardcorowa formuła fantasy - pewnie jestem skłonny przyznać Ci rację. Tylko co to za zabawa skoro aby osiągnąć jakieś rezultaty trzeba ślęczeć nad excelami, kombinować, bawić się w analizę techniczną? Roto przekracza pewną granicę i z fantasy robi sztukę dla sztuki gubiąc ducha prawdziwej rywalizacji - nawet kosztem przypadkowości w wybranych elementach. Gdzie PO? Gdzie bieżąca rywalizacja? Gdzie emocje? Nie sposób wylać dziecko z kąpielą.
H2h jest popularny nieprzypadkowo - zawiera elementarne składniki drużynowej rywalizacji sportowej przełożone na fantasy, bez nadinterpretacji. Zarzucasz h2h losowość: rzecz w tym, że uczestnicy lig h2h są świadomi tego, że jedna kontuzja albo niekorzystny grafik może zniweczyć wysiłek sezonu. Co z tego? Życie, zabawa - trzeba umieć to przełknąć ale zawsze można przeciwdziałać - managerów konsekwentnie dobrych w tej formule nie brakuje
Z drużyną w lidze h2h można się identyfikować, przeżywać kolejno sukcesy w drafcie, awans do PO, wspinaczkę po drabince i wreszcie mistrzostwo. Można powiedzieć, że komuś dokopałeś wygrywając meczap w RS albo w PO, a już tym bardziej w dużym stosunku. Jak jest z roto? Bezpłciowo.
Nie wiem też skąd posądzenie o pójście na łatwiznę (wybierając h2h). Czy łatwizna to stan, w którym nie zaspokajam się formułkami w excelu a jednocześnie potrafię czerpać przyjemność z fantasy? W takim wypadku ja zdecydowanie idę na łatwiznę